You see things in life and you’ll be surprised what you see. Life, your whole life is a changes. This life man, it’s changes. (klik)
Czas to napisać, krewetki się z wami żegnają bardzo ciepło. Nasz wspólny dorobek, który tutaj stworzyłyśmy oczywiście zostaje, coby nasze dzieci i wnuki miały co oglądać. Nie znikamy całkowicie, oj nie. Przenosłyśmy się na swoje własne zakątki, gdzie naturalnie zapraszamy:
Akcent z ciepłego września, bez tłoku w tramwajach, bez deszczu i bez liści spadających do kałuży. Tak trochę na pocieszenie, bo mimo wszystko, czasem się słońce w tę jesień wplata.
W krainie czterech mórz dowiedziałam się, że Maanam brzmi najpiękniej z tureckiego magnetofonu, gdy temperatura powietrza sięga 40stopni. Natomiast prawdziwe kebaby są bez polotu, nie ma ich nawet co porównywać z tymi na szewskiej. Kolejną ciekawą rzeczą jest to, że można nie umieć grać w makao, ale wcale nie przeszkadza to temu, żeby nie przegrać. Kąpiele solne i basenowe udane. Stambuł bez snu to ciekawa, jednak ciężka misja. Lekarze w kraju o największym współczynniku zgonów mimo wszystko nie są tacy straszni. Kilkadziesiąd godzin w autokarze co prawda pobudza kreatywność, ale na głowy wpływa średnio korzystnie… no i pamiętajcie, że najwieczej witaminy maja polszkie dzieczyny!
hace muy poco tiempo tuve el placer de fotografiar a Racheal… y de paso comprobar como va el estudio, mas la nueva cam… y la verdad q me quede estupefacta 😀
el resultado podeis ver debajo, a mi solo me queda decir q esto es una pequeña parte de lo q hemos hecho con Racheal… de 1070 fotos las 400 me gustan, asi q… preparadse 😉
Aparte de las fotos, q hay de mi vida? pues… empeze el curso en una de las 10 mejores escuelas de fotografia en el mundo (o eso dicen :P) y estoy encantada, no me cansa la jornada completa en el trabajo, ni las sesiones, ni el novio despertando me por las noches para solo saludar. Cada dia me levanto sonriendo ( a no ser q son las 7 por la mañana :D)… asi q, bien, estoy muy bien.
Cualquiera q quiera un book con la maquilladora, estilista, el cafe, vino y la cena incluida, invito a mi estudio casero 😉
Calkiem niedawno mialam przyjemnosc robic zdjecia Racheal… i przy okazji wyprobowac jak sie sprawuje studio i nowy aparat… prawde mowiac jestem niesamowicie zadowolona 😉 (jak narazie :P)
Efekt mozecie obejrzec ponizej, mi pozostaje tylko powiedziec, ze to mala czesc tego co sie dzialo podczas sesji… z 1070 zdjec, podoba mi sie 400, tak wiec radze przygotowac sie na reszte 😉
oprocz zdjec, co u mnie sluchac? hmm, zaczelam rok na ponoc jednej z 10 najlepszych szkol foto na swiecie, i po prostu zachwycam sie zyciem… nie meczy mnie praca na caly etat, ani sesje, ani nawet chlopak budzacy mnie w srodku nocy, zeby tylko sie przywitac. Kazdego ranka budze sie z usmiechem (no chyba ze jest to 7 rano :D) tak wiec, jest ok, bardzo ok.
Kazdy kto by chcial book wraz z makijazystka, stylistka, kawa, winem i obiadem wliczonym, zapraszam do mojego domowego studia 🙂
Kolejne zdjęcia końca lata, phanta rei ma strasznie szybkie tempo, gdyby się nad tym dłużej zastanowić… Dlatego nie zastanawiając się wrzucam kilka mnie z wczoraj:
* * *
* * *
* * *
* * *
Dla niektórych jesień przyszła już na początku sierpnia, co można było zauważyć w jakże miłych sklepach typu supermarket. Pomimo wszędobylskiego deszczu, płaszczyka wyciągniętego z szafy i listy książek leżącej na biurku, dalej mam w głowie wakacje. Rozczilowanie sięgnęło zenitu w ciągu minionych dwóch miesięcy. Jest mi dobrze, i pamiętam, że relaksu nie kupię w aptece. Zdarza mi się mieć chwile, gdy moje serce jest wielkości największego bloku w mieście. Dlatego nie będę płakać gdy zacznie się codzienne wstawanie o niezgrabnej godzinie 6:oo, tylko z okruchami lata będę wtedy wskakiwać pod prysznic.
W rytmie starego poczciwego seta roots manuvy (zapętlając 9:22 minutę). Ostatnio bardzo polubiłam dzięki Kawowemu wino. Nie, żebym go nie lubiła wcześniej, tylko teraz posmakowało mi wyjątkowo i przekładam je w tej chwili ponad butelkowe piwa. I tak mi mijają spokojnie niedziele skroplone winem, zachodzącym słońcem. Zbieram siły na festiwalowy maraton, a dla was kolejna dawka uroczo klasycznej Magdy.
Dzisiaj serwujemy zdjęcia zawiłe w spore ilości światłocienia i… kurzu – mimo, że są jeszcze ciepłe. Kurz nie przysłonił duszy miejsca, bo wszędzie aż parowało zacnym, swojskim retro. Modeluje Magda, malowała Jola, enjoy:
Narazie tylko czerno-biało, bo jakoś dziś szaro mi z tą pogodą. Gneralnie mogę spokojnie powiedzieć, że z sesji wycisnęłam więcej, więc do zobaczenia soon.
Ciągle dzwoni i dzwoni już od bagatela 209 godzin. Tematycznie z notką huli, zmiany hair-stajlowe jakieś można zauważyć. Tylko uwaga, troszkę hobbystycznie zabijam wzrokiem (ja jestem milutka – to przez nadmiar promieni słonecznych).
Czekam na Bieszczady, czekam na Ostródę, czekam na Białą Wodę i czekam na Turcję. Oby w trakcie udało się zmobilizować do pewnych foto konszachtów, zostawiam was z africą:
Najnowsze komentarze